W weekend przed świętami wielkanocnymi Kraków stał się polskim ośrodkiem kultury japońskiej. Tylu atrakcji w ciągu niespełna 48 godzin jeszcze nie było!
16-17 kwietnia został zorganizowany 9 już magnifikon. Jest to cykliczna impreza grupy „MioHi” zrzeszającej od dawna fanów Mangi i anime z całej Polski! Ponadto w sobotę odbył się koncert japońskiej gwiazdy – Nany Kitade oraz spotkanie z Andrzejem Wajdą i Krystyną Zachwatowicz – fundatorami muzeum sztuki japońskiej Manggha.
Kolorowy, konwentowy Kraków ^^
Ok. godziny 9 byłam juz w okolicach ulicy Lipińskiego, coraz bardziej zbliżając się do celu wyprawy. Widziałam coraz więcej 'konwentowo'(loli, goci, i po prostu dziwnie wyglądający ludzie) ubranych osób. Odbieranie wejściówek odbyło sie bez problemów. Mimo że helperzy* mieli kartki z nazwiskami, a nie laptopy, dawali radę, a wejściówek było ponoć 3000! Mimo tak ogromnego zainteresowania konwentem, ja swoja wejściówkę odebrałam po ok. 10 minutach od dotarcia na miejsce! Do każdego identyfikatora dołączona była papierowa opaska na rękę oraz plan atrakcji. Zrobiony dosyć przejrzyście, jednak bez mapek szkół! Ale i temu podołali organizatorzy. Mapki były wszędzie! Na każdych schodach, przy ważniejszych miejscach, nie sposób było się zgubić.
Czy 2 szkoły to nie za dużo?
Do dyspozycji mangowców oddane były 2 szkoły! W sumie nie było to złe rozwiązanie... w jednej szkole były sleeproomy (do spania i nie tylko xD) a w drugiej wszystko inne (atrakcje, pokazy i sala wystawców – namiastka japońskiej akihabary). Ja, jako ze do konwentowych śpiochów się nie zaliczam od razu po odebraniu wejściówki wzięłam walizkę i pognałam do szkoły z atrakcjami. Po drodze mijałam wiele osób zdezorientowanych bardziej niż ja, ale dzięki temu zawarłam pierwszą magnifikonowa znajomość..
Całkowicie przypadkowo doczepiłam sie do dwóch nerdów(potargane włosy, okulary – fani gier RPG i książek fantasy), razem z nimi udało mi się dostać do drugiej szkoły. Na poprzednim konwencie większość czasu przesiedziałam w salach panelowych, tym razem postanowiłam się zintegrować z polskim fandomem. Zresztą, tym razem było dużo łatwiej – większość osób kojarzyłam z widzenia, z kilkoma wcześniej rozmawiałam, wiec nie było tak źle ^^ udało mi się nawiązać kontakt z kilkoma osobami które już wcześniej poznałam, wiec byłam very proud of myself!
Co za dużo to nie zdrowo!
Przeglądając plan atrakcji 19 sal można było dostać oczopląsu... nie chodzi mi tu o zły wygląd, a o ilość atrakcji zaplanowanych.. Z czterech stron A4 gęsto zapisanych tytułami atrakcji, wybrałam 12, najbardziej mnie interesujących, a poszłam na 4..+ końcówkę konkursu o mojej ukochanej serii..
Naaanaaaa!
Od godziny 13 co 30-40 minut krążyłam przy stoisku MioHi, czając się na bilety na koncert Nany Kitade, nie było ich.. dopiero ok. Godziny 16 (tsaa.. godzinę przed koncertem) udało mi się odebrać bilet. O 16:30 wszyscy koncertowicze zebrali się przy wejściu głównym i wyszli. Kochani organizatorzy magni mieli załatwić mango busa, który podwiózłby nas na miejsce.. Musieliśmy iść w nierozchodzonych glanach, loli-platformach i innym nieprzystosowanym do chodzenia obuwiu na tramwaj.. ale ok. 16:50 dotarliśmy do muzeum, w którym miał się odbyć koncert!
Sala, w której koncert miał się rozpocząć była niewielka, kameralna, a w niej niecałe 100 osób, ba najwyżej 70.. ok. Piętnaście minut po 16 na scenie, w obłokach dymu, przy akompaniamencie starej pozytywki pojawiła się Nana. Cóż to był za widok! Drobna kobietka w jasnym gorsecie, tiulowej spódniczce i pończochach z artystycznym nieładem na głowie. Skórę miała tak jasną, jakby zaraz miała się rozpłynąć w obłokach dymy naokoło niej, a za nią wyszedł dość wysoki Japończyk z czarnymi włosami, ubrany na czarno, jakby cień Nany.. i zaczęło się!
Taizo(bo tak nazywał się ów Japończyk) z niesamowita łatwością grał na swoim basie kolejne akordy, Nana śpiewała swoim piskliwym głosikiem nowe piosenki. Nikt ich nie znał, skakały tylko 3 osoby w tym ja.. oj słabo.. ale przy najbardziej znanej piosence z repertuaru Nany wszyscy jakby obudzili się i pokazaliśmy jej na co stać krakowska publiczność!
I luv you..poznań!
Taak! Do połowy koncertu Nana-san myślała, że jest w Poznaniu xD, ale przemiły student japonistyki wykrzyczał do niej, że jest w Krakowie ^^ Nana się speszyła, przeprosiła i zaczęła się znowu wić na wiktoriańskim krzesełku. Po koncercie można było dostać autograf naszych idoli, po tych wszystkich 'arodato'' i love youu' powróciliśmy do szkoły w której rozpoczął się....
COSPLAY!
Największa atrakcja konwentowa zaczęła sie dla nas. Cała sala gimnastyczna była zapchana, nie sposób było się do niej dostać.. ale z tego co widziałam kostiumy były wykonane z niezwykłą precyzją. Od razu dało się poznać, z której serii pochodzi dana postać, a z pomocą po konwencie przyszło youtube, na którym obejrzałam wszystkie scenki – i potwierdzam, to był cudowny cosplay, na miare 'hamerykańskich' standardów! Bo właśnie w USA odbywają sie najlepsze konkursy cosplay :P
Po cosplay nie było za bardzo co robić, a wybijała godzina 23. Poszłam więc do AMV roomu – pokoju z krótkimi, fanmade filmikami.. udało mi się zdrzemnąć ok godzinki, chociaż było to bardziej czuwanie, niż sen. Bo musiałam być żywa na 3 !
Panele!
O godzinie 3 poszłam na wiedzówkę na temat kimi ni todoke, zajęłam zaszczytne 5 miejsce na.. 5 możliwych ! Potem panel dyskusyjny o super-znanej serii 'czarny lokaj '(kuroshitsuji – polecam ^^), musiałam z niej się urwać, żeby móc iść na panel o stalowym alchemiku!
Jako totalne otaku na punkcie tej serii, nie mogłam opuścić tego panelu! A zaprawdę, zacny był. Poznałam studentów japonistyki oglądających anime w czasie nauki^^ Bardzo doborowe towarzystwo~! Panel miał trwać 1 godzinkę, ale 5 nadgorliwych uczestników dyskusji przeniosło się na korytarz, w tym ja! Rozmawialiśmy jeszcze ponad 2 godziny..
Wszystko, co dobre, musi się skończyc
godzina 13.. wielu konwentowiczów pojechało do domu, wystawcy się zbierają, dają niesamowite przeceny, a pieniędzy w portfelu brak.. ale po co kasa, jak można porozmawiać na spokojnie z nowo poznanymi ludźmi, którzy tak jak ja czekali na transport (najczęściej na rodziców ;P ). Obgadaliśmy plany na wakacje (koncerty i konwenty) i się pożegnaliśmy, życząc sobie nawzajem 'do zobaczenia na następnym krakowskim'. Mimo że wszyscy byli niewyspani czy głodni, cieszyliśmy się, że udało się przeżyć ten konwent bez żadnych problemów czy wypadków. Kilka atrakcji było odwołanych, ale i tak wszyscy byli zadowoleni, bo dawna stolica Polski może być spokojnie uznana za „polską stolicę japońskiej kultury” .
Róża Przytuła III B